10/ Zatrzymaj u siebie przybysza, jeśli chcesz rozpoznać Jezusa

Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy doświadczyć Jezusa w naszym życiu, gdyż poza tym doświadczeniem Jezusa nie ma prawdziwego życia chrześcijańskiego.

Oczywiście Jezus obiecał nam, że zawsze pozostanie z nami, przy nas: „(...) A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28,20).

Zatem problem przeżycia doświadczenia Jezusa, czy też bliskiego odczucia Jego obecności, nie wypływa od Niego, gdyż On zawsze jest przy nas; problem pojawia się z naszej strony, bowiem my często nie jesteśmy przy Nim obecni. A przecież Jezus jest żyjący, zmartwychwstał, Jego serce bije podobnie jak nasze serce. I, tak jak do uczniów, dzisiaj zwraca się do nas, by nas zapytać: „A wy za kogo mnie uważacie?" (Mt 16,15).
Kim Chrystus jest dla mnie, dla każdego z nas? Aby dać odpowiedź na to pytanie, musimy przyjrzeć się naszemu życiu. Ryzykujemy, że nasze życie ogranicza się do pozbawionych sensu formuł, do wytartych przyzwyczajeń i już z tego tylko powodu zamiast żyć, pozwalamy, by nasze życie płynęło, wypełnione tym, co się mówi, co się robi, aktualnymi modami. A oto Chrystus właśnie dziś staje przed nami, aby zakwestionować całą naszą rutynę. „A ty, za kogo mnie uważasz?", nie przestaje nas pytać. A to pytanie jest w pierwszym rzędzie pytaniem o naszą prawdę, o prawdę naszego życia.

Aby dać na to pytanie właściwą odpowiedź, powinniśmy zacząć od przeżywania samego życia Jezusa. Poznać Jezusa, to znaczy narodzić się dla Niego: „(...) jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego" (J 3,3). „Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła (...)" (J 3,21). Dlatego potrzeba, byśmy utożsamili się z Nim: On jest naszą Prawdą.

Bóg uczynił nas na obraz swego Słowa. Stąd Słowo jest naszą Prawdą, wzorem, wedle którego zostaliśmy stworzeni.

Syn Boży, który jest samą Prawdą, przybliżył nam prawdę stając się człowiekiem (* De div. qu. 85, q. 23).

Każdy z nas, stworzony na obraz Słowa, nosi w sobie jego odcisk. Człowiek jest'zatem świętym misterium. Słowo Boże jest w nas obecne. Każdy człowiek jako obraz Boga jest oknem otwartym ku Bogu. Punkt ciężkości naszego istnienia nie znajduje się w nas samych. Nasz byt skierowany jest na Boga.

Bóg przyciąga nas do siebie i nie przestaje nas wzywać. To zatem nie my idziemy ku Bogu, lecz raczej Bóg przyciąga nas do siebie. To Bóg wzbudza naszą miłość. Jednak nader często nie odczuwamy owego Bożego wezwania. Przebywamy w ciemności. I oto Bóg przychodzi nam z pomocą. Sam staje się człowiekiem, aby objawić nam drogę, która do Niego prowadzi.

Aby zaś w wierze tej z większą ufnością mógł kroczyć ku prawdzie, sama Prawda, Bóg i Syn Boży, przyjąwszy na się człowieczeństwo bez zniszczenia swojej boskości, ustalił i utwierdził tęże wiarę (...) (De civ. Dei, XI, 2).

Pragnąć iść ku Bogu, ku naszej prawdzie poza Chrystusem, to skazywać się na porażkę. Nie ma innej drogi do Boga jak Chrystus. Naśladowanie Chrystusa jest dla nas nakazem. On jest naszą Prawdą i powinniśmy nauczyć się kształtować nasze życie na kształt Jego życia.

Jeśli prawdy szukasz, trzymaj się drogi, bo droga jest zarazem prawdą. Ona jest tym, dokąd idziesz; ona jest tym, skąd idziesz, (...) przez Chrystusa przybywasz do Chrystusa. (...) Przez Chrystusa człowieka do Chrystusa Boga; przez Stówo, które ciałem się stało, do Słowa, które od początku było Bogiem u Boga (...) (In. Joh. ev. XIII, 4).
Człowiecze, nie mogłeś dojść do Boga; Bóg stał się człowiekiem. Ponieważ człowiek może dosięgnąć człowieka, nie potrafi dosięgnąć Boga, ani przez człowieka przejść do Boga. Stał się Pośrednikiem Boga i ludzi. (...) Bóg stał się człowiekiem, żeby naśladując człowieka, co dla ciebie jest dostępne, dojść do Boga, czego ty nie potrafiłbyś (En. in ps. 134,5).

Powinniśmy zatem iść razem z Jezusem. Przeżywać w głębi naszego serca ewangeliczny fragment o uczniach z Emaus, ponieważ ten fragment dobrze wyraża najbardziej konkretną i najgłębszą rzeczywistość naszego życia.

Chrystus niedawno umarł i dwóch z Jego uczniów ze strachu opuszcza Jerozolimę. Powracają do swego domu w Emaus zniechęceni, w ponurym nastroju. Wobec tylu trudności, jakie napotykamy wokół nas, także ryzykujemy, iż stracimy z oczu Jezusa, a nawet że utracimy wszelką nadzieję na spotkanie Go.

I idziemy sami. Prowadzimy nasze życie w samotności. Jednak samotność, izolacja, oznaczają śmierć.

Po swym zmartwychwstaniu Pan Jezus spotkał na drodze dwóch ze swych uczniów, którzy rozmawiali razem o tym, co się wydarzyło i zapytał ich: „O czym rozmawialiście w drodze, skoro jesteście tacy smutni?" Ten fragment Ewangelii przynosi nam wielką lekcję, jeśli tylko umiemy jej słuchać. Jezus zjawia się, ukazuje oczom uczniów, i nie zostaje poznany. Mistrz towarzyszy im w drodze i to On sam jest Drogą; jednak oni nie są jeszcze na prawdziwej Drodze: gdy Jezus ich spotyka, zgubili ową Drogę. Kiedy pozostawał z nimi przed swą męką, wszystko dokładnie im przepowiedział: swe cierpienia, swą śmierć, swe zmartwychwstanie trzeciego dnia. Wszystko im zapowiedział; jednak Jego śmierć spowodowała, że stracili pamięć (* Ser. 235,1-2).

W uczniach pozostaje jednak iskierka miłości, obecności dla innych; rozmawiają ze sobą, dyskutują: „Gdy tak rozmawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi" (Łk 24,15). Sam fakt rozmowy z kimś to już dużo, stanowi on bardzo często podstawę wszelkiego aktu wiary. Mówimy do kogoś, ponieważ mamy do niego przynajmniej nieco zaufania. Nieufność zawsze redukuje innego do ciszy: nie oczekujemy od niego niczego, nawet by mówił, nawet jednego słowa.

A Bóg zaczyna od tego, że idzie wraz z nami. Obdarza nas swym zaufaniem. To On rozpoczyna dialog z Adamem, który chowa się przed Bożą obecnością: "Adamie, gdzie jesteś?" Bóg jest Bogiem dialogu i komunikacji.

I Bóg kwestionuje nasz sposób komunikowania. Pytania, jakie Jezus stawia uczniom i jakie nadal stawia nam wszystkim, stanowią zakwestionowanie tego, co wydawało nam się jasne: „(...) «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni" (Łk 24,17). Aby otworzyć nas na nadzieję, zaczyna od tego, że umożliwia nam wyrażenie lęków, które w nas zamieszkują. Jezus nie przestaje nas pytać: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą?" Jakie są tematy waszych rozmów?

„Mieliśmy nadzieję, mówili, że On wyzwoli Izrael". Jakże to, uczniowie, mieliście nadzieję, a teraz już jej nie macie? Ależ Chrystus żyje, a w was umarła nadzieja! Tak, Chrystus żyje. Jednak Chrystus żyjący zastał serca swych uczniów martwe. Zjawia się przed ich oczami, a oni Go nie dostrzegają: ukazuje się, a dla nich pozostaje zakryty. Gdyby się nie ukazał, jakże uczniowie mogliby usłyszeć Jego pytanie i na nie odpowiedzieć? Idzie wraz z nimi i wydaje się, że podąża za nimi, lecz to On ich prowadzi. Widzą Go, ale nie poznają, ponieważ ich oczy, powiada tekst, były jakby na uwięzi (* Ser. 235,2).

Jezus zaprasza ich, aby sobie „przypomnieli". „Przypomnieć" sobie oznacza uznać miłość Boga ku nam. Kiedy Lud Izraela zwraca się ku postawom ludów pogańskich, które go otaczają, Pan zaprasza go zawsze do przypominania sobie: „Wspomnij, Izraelu, wszystko, co Pan dla ciebie dokonał". „Przypominać" sobie to odkrywać na nowo spotkanie Boga ze swym Ludem, przykład i wzór każdego prawdziwego spotkania Boga z nami: „I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich pismach odnosiło się do Niego" (Łk 24,27). Jezus pomaga im w „przypominaniu". Jezus jest zawsze ten sam. Nadal zwraca się do nas, jak niegdyś zwracał się do swych uczniów. Nie zmienił się. Dlatego powinniśmy umieć „przypominać" sobie.

Jednak nie możemy przypominać sobie sami; potrzebujemy kogoś innego, aby wyjść z zapomnienia. Potrzebujemy wywołującego słowa drugiego człowieka, aby móc wspominać. I Jezus, wraz ze swym Słowem, kieruje naszą pamięcią, jak kieruje naszymi krokami: nadaje sens naszemu życiu. Bóg zaprasza nas, byśmy żyli w Jego świetle, w Jego obecności, byśmy naszemu życiu nadali sens, kierunek.

Jezus na początku pokazuje nam, że nie ma zerwania pomiędzy Starym i Nowym Testamentem: Słowo Boże jest jedno i zawsze to samo. Wszystko mówi nam o Jezusie. Pismo Święte jest Słowem, które Bóg do nas kieruje. W tym Słowie Bóg zaprasza nas, abyśmy dzielili Jego przyjaźń. Przecież miłość wyzwala miłość. I odpowiedzią na miłość Boga, która jest nam objawiona w Piśmie Świętym, jest zawsze prośba: „Zostań z nami". Uczniowie zapraszają Jezusa, aby pozostał z nimi. Ofiarują Mu swój dom, ale nade wszystko ofiarują Mu swe serca. Jezus daje się temu, kto Go wzywa; daje siebie przy łamaniu chleba, będącym wyrazem Jego śmierci na krzyżu, w której ofiarowuje się dla nas. To objawienie najgłębszej rzeczywistości Boga. Aby spotkać Jezusa, musimy przeżyć to samo doświadczenie, doświadczenie daru, doświadczenie miłości. Uczniowie z Emaus rozpoznają Jezusa, gdy Go przyjmują „(.. .) każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga" (l J 4,7).

A więc dobrze, moi bracia, kiedy Pan zechciał dać się poznać? Przy łamaniu chleba. Możemy być pewni: dzieląc się chlebem rozpoznajemy Pana: chciał, aby poznano Go w tym właśnie momencie z powodu nas, którzy nie ujrzymy Go w ciele, choć będziemy Jego Ciało spożywać. Kimkolwiek jesteś, wierzącym, który nie nosi na darmo miana chrześcijanina, i który nie wchodzi na próżno do kościoła, ty, który z bojaźnią i nadzieją słuchasz Słowa Bożego, znajdź swe ukojenie w łamaniu chleba. Nieobecność Pana nie jest nieobecnością. Wierz tylko, a Ten, którego nie widzisz, jest z tobą. Gdy Jezus do nich mówił, uczniowie nie mieli wiary; i ponieważ nie wierzyli, że zmartwychwstał, sami nie mieli nadziei na odrodzenie. Utracili wiarę; utracili nadzieję. Umarli, szli wraz z Żywym. Umarli, szli wraz z Życiem. Życie szło z nimi, ale ich serca nie powróciły jeszcze do życia. A ty, jeżeli pragniesz życia, uczyń to, co oni zrobili, i rozpoznasz Pana. Przyjęli przybysza: Pan był niczym podróżny, który zmierza daleko, ale oni umieli Go zatrzymać. „Kiedy przybyli na miejsce, powiedzieli do Niego: zostań tu z nami, bo wieczór się zbliża". Zatrzymaj przybysza, jeśli chcesz rozpoznać Pana. To, co przepadło przez zwątpienie, powróciło dzięki gościnności. Pan ukazał swą obecność przy łamaniu chleba (* Ser. 235,3).

Zatem jeśli chcemy poznać Chrystusa, powinniśmy uczynić naszym samo Jego doświadczenie, doświadczenie miłości ku innym. Ten, kto kocha swego bliźniego, widzi Boga. Dzielenie się, miłość pozwalają nam poznać Chrystusa. Chrystus przychodzi do nas, kiedy my wychodzimy ku innym. Życie w jedności, w komunii z Jezusem wymaga od nas życia w jedności, w komunii z innymi ludźmi. Jedność duszy i serca pomiędzy nami jest miejscem, przestrzenią, gdzie Bóg staje się obecny i tam właśnie powinniśmy Go spotkać.

„Bóg, mówi (Jan), jest miłością, a kto trwa w miłości, w Bogu trwa, a Bóg w nim". A więc miłuj bliźniego i patrz w siebie, dlaczego kochasz bliźniego; tam ujrzysz Boga, o ile zdołasz (In Joh. ev. 17,8).

A zatem kochać to oczekiwać czegoś od innego człowieka, to przyjąć postawę słuchania. Kochać to znacznie więcej niż dawać. Kochać to przede wszystkim umieć słuchać, przyjmować, gościć. Jednak nasza miłość nigdy nie jest pierwsza. Jest zawsze odpowiedzią, a odpowiedzieć może ten, kto umie najpierw słuchać, przyjmować, oczekiwać czegoś od innych.

Modlitwa

O Prawdo, Światło serca mego, niechże słucham Ciebie, a nie podszeptów z pory ciemności, w którą się niegdyś tak pogrążyłem, że czarna noc mnie ogarnęła — lecz nawet tam, na dnie, kochałem przecież Ciebie! Zbłądziłem i przypomniałem sobie, że istniejesz, usłyszałem, jak za mną wołasz, abym wrócił — a ledwie dosłyszeć zdołałem Twoje wołanie, taka się wokół mnie kłębiła wrzawa głosów niespokojnych. Powracam stamtąd, ciężko dysząc. Moje usta szukają żarliwie lanego zdroju. Niechże mnie teraz nikt nie próbuje od niego odrywać. Do tego zdroju przybliżę wargi i nim żyć będę (...) Ty do mnie mów. Ty mnie pouczaj (Conf. XII, 10,10).

W: J. Garcia OSA, Święty Augustyn albo głos serca, Wydawnictwo "M", Kraków 1998.