11/ Panie, użycz mi Twego światła

Niech więc całym naszym zajęciem na tym świecie będzie uzdrowienie owego oka serca, dzięki któremu widzimy Boga (* Ser. 88,5).

Chrystus jest Szlakiem, Drogą, którą winniśmy pójść, aby spotkać Boga. Ażeby dotrzeć do Boga, musimy pójść tą samą drogą, którą On przyszedł do nas. Musimy zatem iść w ślad za Jezusem.

We wszystkim, co robi, uczy nas, jak powinniśmy żyć na ziemi (* Ser. 75,2).

Naśladowanie Chrystusa jest więc dla nas wszystkich nakazem. Jesteśmy stworzeni na Jego obraz. On jest wzorem tego, czym jesteśmy i tego, co powinniśmy czynić. On jest Formą, do której mamy dostosować nasze życie.

Jednak Jezus jest dla nas czymś znacznie więcej, niż Wzorem naszego życia. Jest także Zbawicielem, Odkupicielem. Przyszedł, aby zbawić grzeszników, którymi jesteśmy. Racją Jego Wcielenia nie jest tylko pragnienie ofiarowania nam kilku zasad czy przykładów życia; jest nią przede wszystkim przyniesienie nam zbawienia.

„Nauka to zasługująca na wiarę i godna całkowitego uznania, że Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy". Jedyną racją przyjścia Jezusa na świat jest zatem zbawienie grzeszników. Jeśli usuniemy chorych, jeśli usuniemy rany, nie potrzeba już lekarza. Skoro wielki Lekarz zstąpił z nieba, to wielki chory spoczywał na całej przestrzeni wszechświata. Tym wielkim chorym był rodzaj ludzki (* Ser. 175,1).

Ze wszystkich imion nadawanych Chrystusowi Lekarz jest dla św. Augustyna jednym z najważniejszych. Św. Augustyn postrzega całe dzieło Odkupienia jako uzdrowienie, gdyż człowiek, my wszyscy jesteśmy chorzy w samej głębi naszego serca. Jesteśmy zranieni w najintymniejszej części naszego bytu. A Chrystus przychodzi właśnie uleczyć nasze rany. Oto dlaczego Ewangelia tak wielkie znaczenie przywiązuje do chorych. Są oni symbolem naszego życia. Wszyscy jesteśmy ślepi na Boże światło, głusi na Jego Słowo, sparaliżowani wobec wezwania do przyjścia ku Niemu.

Nie traćcie przeto nadziei, jesteście ślepi, zbliżcie się do Niego, a zostaniecie uzdrowieni; jesteście ślepi, zbliżcie się do Niego, a zostaniecie oświeceni. Wy, którzy się dobrze macie, składajcie Mu dziękczynienie; wy, chorzy, biegnijcie do Niego, aby otrzymać uzdrowienie; powtarzajcie wszyscy: „Chodźcie, pochylmy się, zegnijmy kolana przed Nim, płaczmy przed Panem, który nas uczynił", który uczynił nas ludźmi i to ludźmi zdrowymi. Albowiem gdyby Pan nas uczynił ludźmi, a my sami stalibyśmy się zdrowi, dokonalibyśmy większych dzieł niż On: uczynić człowieka zdrowego to coś więcej niż uczynić po prostu człowieka... Niewątpliwie gdy On cię uczynił, nie miałeś nic do zrobienia, ale teraz również ty powinieneś coś zrobić; biegnij do Lekarza, błagaj Go, odnajdziesz Go wszędzie (* Ser. 176,5).

I sam Jezus ofiaruje nam warunki, które wszyscy powinniśmy spełnić, aby zbliżyć się do Niego i pozwolić, aby nas uzdrowił. Każdy chory, o którym mówi nam Ewangelia, to my. Ich zachowania to nasze własne zachowania. To my jesteśmy owymi ślepcami z Jerycha, o których mówi nam Ewangelia (Mt 20,29-34).

Wszystko dzieje się w wigilię Paschy. Jezus jest w drodze do Jerozolimy. Nie czyni tego przypadkowo. Całe jego życie można dobrze wyrazić w tych zdaniach: „Jezus przechodzi", „Jezus jest w drodze". Poprzez tajemnicę Wcielenia, Jezus staje się drogą, szlakiem: „Ja jestem drogą (...)" (J 14,6), powie.

Jezus jest w drodze do Jerozolimy. Jerozolima jest miejscem, gdzie będzie cierpiał mękę, śmierć na krzyżu i gdzie zmartwychwstanie. Jerozolima jest wypełnieniem Paschy. Jezus uczynił ze swego życia paschę, drogę. Jezus jest w drodze ku krzyżowi, zaś krzyż jest najwyższym przejawem Jego miłości dla nas. Na krzyżu Jezus pozbawia się wszystkiego. Oto najdoskonalszy wyraz jego przejścia wśród nas. Jezus przechodzi tak jak dar: z ręki do ręki.

Być w drodze, przechodzić, w nieunikniony sposób wymaga pewnego wyobcowania, a wyobcowanie to jest pełnym umartwienia oderwaniem od pewności wszystkiego, co jest nam znane i bliskie. I Jezus, zarówno przez swe życie, jak i przez swą śmierć, uczy nas, abyśmy ciągle byli w drodze, nie zatrzymywali się i nigdzie nie osiedlali. Naszą dolą na ziemi jest bycie pielgrzymami, stawanie się darem, jak sam Chrystus jest darem.

Co to znaczy: Pan przechodził? Powiedzieliśmy już: dokonywał dzieł przemijających, a poprzez owe przemijające dzieła ćwiczy się nasza wiara. Jednak Słowo Boga, poprzez które wszystko się stało, nie jest jedynym przedmiotem naszej wiary; bowiem gdyby pozostając wciąż w postaci Bożej, równy Bogu, nie upokorzyłby się przyjmując postać sługi, ślepcy nie spostrzegliby Jego przejścia i nie wznieśliby ku Niemu okrzyków; jednak gdy dokonywał owych dzieł przemijających, to znaczy uniżał się, stając się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej, dwaj ślepcy zaczęli krzyczeć: „Ulituj się nad nami, Synu Dawida" (* Ser. 88,11).

Przy bramie Jerycha Jezus spotyka dwóch ślepców. Są oni również żebrakami. Nie mają naprawdę nic, do czego mogliby się w tym życiu przywiązać. Siedzą na skraju drogi. Jezus przechodzi. Jezus jest Światłem, oni są niewidomi. Jednak udaje im się dowiedzieć, że to Jezus przechodzi. Właśnie ich ubóstwo pozwala im odczuć bliską obecność Jezusa. Ubóstwo jest oczywiście oderwaniem się od dóbr materialnych, ale jest nade wszystko pewną dyspozycją serca: to serce daje siebie w darze. Owym ubóstwem serca, które pozwala nam zobaczyć Jezusa jest pokora. Pokora sprawia, że możemy odkryć obecność Boga obok nas. Jest warunkiem absolutnie koniecznym do rozpoznania przechodzącego Jezusa. To biedni, ubodzy mogą Go rozpoznać.

Jeśli się wywyższasz, Bóg odsuwa się od ciebie; jeśli się poniżasz, pochyla się nad tobą (* Ser. 21,2).

Aby przyjść do Niego, Zacheusz, bogacz, poświęcił połowę swego majątku; aby przyjść do Niego, Piotr opuścił swe sieci i swą łódź; aby przyjść do Niego, wdowa ofiarowała dwa małe pieniążki; aby przyjść do Niego, ktoś biedniejszy ofiarował kubek zimnej wody; aby przyjść do Niego, człowiek pozbawiony wszystkiego mógł ofiarować tylko swą dobrą wolę; różne były ich dary, jednak ponieważ ich miłości nie były różne, doszli do tego samego Boga (* Ser. 47,30).

Ślepcy, „(...) słysząc, że Jezus przechodzi, zaczęli wołać: «Panie, ulituj się nad nami, Synu Dawida!» Tłum nastawał na nich, żeby umilkli (...)" (Mt, 20,30-31). Oto na pierwszym miejscu pojawia się tłum, który pragnie przeszkodzić im w wołaniu do Jezusa. Wszyscy otoczeni jesteśmy tłumem hałasów, które wszystkimi sposobami starają się uniemożliwić nam wzywanie Pana. Jeżeli słuchamy hałasów naszego świata, możemy łatwo usłyszeć rozpacz: rozwodzący się małżonkowie, młodzi, którzy nie wierzą już w nic, którzy o swym spojrzeniu na miłość rozprawiają raczej w kategoriach zerwania niż wierności. Ten tłum chce przekonać nas, że stajemy wobec fatum i na nic się nie zda wzywanie Boga.

Jak widzicie, są tłumy, które chcą przeszkodzić ślepcom w wołaniu. Wy wszyscy, którzy w tym tłumie pragniecie być uzdrowieni, nie dajcie mu się przestraszyć... Krzyczcie w pośrodku tłumów, które chcą zagłuszyć wasz głos; odpychają was one i obrażają, ponieważ prowadzą złe życie... Przyjrzyj się naszym ślepcom: oni, aby wołać, nie stanęli w odosobnionym miejscu, żeby z owego odizolowanego od wszelkich uciążliwych hałasów miejsca ich głos został na pewno usłyszany. Krzyczeli właśnie w środku tłumów, a jednak Pan ich usłyszał. Wy także powinniście wołać właśnie spośród grzeszników i korzystających z życia, oddanych światowym przyjemnościom, ażeby Pan was uzdrowił (* Ser. 88,17).

Nie mamy zatem prawa do rezygnacji. Pośród rozpaczy, która trawi serce, Pan zbliża się do nas, by zapytać: „Cóż chcecie, żebym wara uczynili" (Mt 20,32). Jezus nie przestaje przechodzić obok nas i pragnie jedynie nam pomóc. Prosi nas tylko o to, byśmy Go wzywali, byśmy do Niego wołali, bo On zawsze przychodzi do tego, kto Go wzywa, kto naprawdę Go potrzebuje. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek, trzeba nam przeto wołać i to wołać głośno do Jezusa.

Ale cóż to jest, bracia, wołać do Chrystusa? To iść za natchnieniami Bożej łaski, dokonując świętych dzieł. Mówię wara to, bracia, abyście nie podnosili tylko waszych głosów, lecz żeby przemówiło także wasze serce. Co to znaczy wołać do Chrystusa, aby nasza wewnętrzna ślepota została rozproszona za każdym razem, gdy On przechodzi, to znaczy wtedy, gdy udziela nam doczesnych sakramentów, przygotowuje dobra wieczne, do których winniśmy zdążać? Tak, co to znaczy wołać do Chrystusa? Gardzić światem, to wołać do Chrystusa; podeptać nogami przyjemności świata, to wołać do Chrystusa; głosić nie wargami, ale życiem: „Świat jest ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata", to wołać do Chrystusa; szeroko udzielać swych dóbr, rozdawać je ubogim, aby nasza sprawiedliwość trwała na wieki wieków, to woląc do Chrystusa (* Ser. 88,12).

W chwilach próby jak i samotności Jezus prosi nas tylko o jedno: abyśmy całą naszą nadzieję pokładali w Nim, bowiem tylko On jeden może uzdrowić nasze serce. Wszyscy jesteśmy ślepi, wszyscy jesteśmy biedni i wszyscy potrzebujemy uzdrowienia z naszych nieufności i zwątpień.

Jezus pyta ślepców: „Cóż chcecie, żebym wam uczynił?" Jaka byłaby nasza odpowiedź, gdyby Jezus skierował dziś do nas to stówo? Czego oczekujemy od Jezusa? Tak, ślepcy odpowiedzieli: „Panie, żeby się oczy nasze otworzyły". Dla niewidomych było całkowicie naturalne, że poprosili o wzrok. Jednak dla Jezusa, przynajmniej pozornie, nie jest to zrozumiale samo przez się. Ślepcy mogli Go równie dobrze poprosić o pieniądze: byli przecież także żebrakami. Jezus sprawia, że potrafią uświadomić sobie to, o co proszą. Chce, abyśmy mieli jasną świadomość tego, o co Go prosimy. Jezus uczy nas nie tylko modlić się, wołać do Niego, ale również być prawdziwymi w naszych prośbach. Pobudzając do wyrażenia naszych najprawdziwszych pragnień, pomaga nam być prawdziwymi.

Ale dlaczego prosi nas o modlitwę, On, który wie, czego potrzebujemy, zanim Go poprosimy? Pytanie to mogłoby być niepokojące, gdybyśmy nie rozumieli, że nasz Pań i Bóg chce, byśmy przedstawiali Mu nie naszą wolę — której nie może nie znać — ale aby w modlitwie ćwiczyło się nasze pragnienie, które pozwoli nam przyjąć dar, jaki dla nas przygotował. Bowiem dar ów jest czymś wielkim, a my jesteśmy zbyt mali i ograniczeni, by móc Go przyjąć... Przyjmiemy Go z tym większą zdolnością, z im większą wiarą weń wierzymy i oczekujemy nań z bardziej niewzruszoną nadzieją, i pragniemy Go goręcej. Przeto w wierze, nadziei i miłości, poprzez nieustanne pragnienie, modlimy się bez przerwy. I jeżeli formułujemy również słowami naszą prośbę do Boga, (...) czynimy to, aby uprzedzić nas samych za pomocą owych konkretnych znaków oraz by objawić nam samym postęp, jakiego dokonaliśmy w owym pragnieniu i tym żywiej pobudzić jego wzrost (* Ep. 130,17-18).

Ślepcy proszą o wzrok. Jezus da im więcej: wiarę, zbawienie. I oto kiedy tłum już prawie opuszcza Jezusa, owi dwaj ślepcy stają się także wierzącymi: „(..,) natychmiast przejrzeli i poszli za Nim" (Mt 20,34). Poszli za Jezusem na drodze do Jerozolimy, na drodze prowadzącej do męki, do krzyża. Wchodzą na drogę, którą inni właśnie porzucili. Obydwaj ślepcy, począwszy od tej chwili, widzą już tylko Jezusa.

Nasze oczy doznały uzdrowienia. Czy możemy, bracia, życzyć sobie większego dobrodziejstwa? Wielką już radością jest kontemplowanie stworzonego światła, czy to promieniejącego na niebie, czy to świecącego w prostej lampie; i wydają nam się godni współczucia ci, którzy nie mogą go oglądać. Cóż robią w tej chwili, kiedy do was mówią, kiedy przedstawiam wam tę doktrynę? Nakłaniam was wszystkich, abyście wołali do Jezusa, który przechodzi. Zapewne nie widzicie tej Światłości, do pokochania której was zachęcałem. Wierzcie, póki nie ukaże się waszym oczom, i wołajcie, aby zasłużyć na oglądanie jej (* Ser. 88,15).

Takie jest zatem Światło, w którym winniśmy rozpoznać sytuację, w której się znajdujemy. Podobnie jak ślepcy, o których mówi Ewangelia, powinniśmy się zgodzić na to, że Jezus patrzy na nas takich, jakimi jesteśmy; powinniśmy także zgodzić się powierzyć Mu nas samych, aby spełnił w nas to, co wydaje nam się niemożliwe: odzyskanie wzroku naszego serca. Być może wydaje nam się niemożliwe, aby nasze życie, tak przeciętne, mogło się zmienić. Jak ślepcy z Ewangelii, musimy zrobić jeden krok: „Miej ufność, wstań, On cię woła". Wobec Jezusa wszyscy jesteśmy niewidomi. Powinniśmy Go prosić, aby użyczył nam nadziei, odwagi przeżywania naszego życia w radości i pójścia za Nim aż po mękę i zmartwychwstanie.

Ale czy ślepiec nie wszedł raczej na tę drogę swych rodziców, bliskich, przyjaciół, którzy wpadają we wzburzenie; zwolennicy tego świata zaczynają mu się sprzeciwiać: „Czyż opanowało cię szaleństwo? Za bardzo się przejmujesz; to inni nie są chrześcijanami? Tak, to czyste szaleństwo, twoje zachowanie jest prawdziwym obłąkaniem!" Takimi krzykami tłum usiłuje zagłuszyć wołanie ślepców; tamten tłum także chciał przeszkodzić ślepcom w wołaniu, ale nie udawało mu się zdusić ich krzyku. Ci, którzy pragną być uzdrowieni, niech zrozumieją dobrze, co powinni uczynić. Są pośród nich tacy, którzy czczą Pana wargami, ale ich serce daleko jest od Niego. Stoją wzdłuż drogi tylko ci, których serce skruszone powolne jest Panu. Przy lekturze dzieł przemijających, jakich dokonał, Jezus zawsze ukazuje się nam i przechodzi; albowiem aż do końca świata zawsze na skraju drogi będzie napotykał ślepców; a ich wołania bez przerwy rozlegać się będą wzdłuż drogi. Tłum, który otaczał Jezusa usiłował zdusić głos tych, którzy błagali o uzdrowienie. Odgadujecie, moi bracia, co chcę powiedzieć: waham się, czy mam mówić, ale jeszcze bardziej się waham, jeśli mam milczeć. Przemówię zatem, i to bez przemilczeń: lękam się Jezusa, który przechodzi i pozostaje; dlatego nie mogę milczeć (* Ser. 88,13).

W tym fragmencie Ewangelii spotykamy wszystkie elementy, których potrzebujemy, ażeby światło — a ze światłem nadzieja — mogła narodzić się w naszym sercu. Trzeba nam uznać, że jesteśmy biedni, że siedzimy, bo boimy się pójść za Jezusem do Jerozolimy. Nasz brak nadziei pochodzi stąd, że zniekształciliśmy rzeczywistość, że nie potrafimy patrzeć na Jezusa, który przechodzi. To deformacja naszego spojrzenia. Nasze serce jest zaślepione. A jednak, jak ślepcy, musimy wołać do Jezusa. Nie zwracać uwagi na tyle zewnętrznych i wewnętrznych hałasów, które zagłuszają nasz głos i nie pozwalają nam wzywać Jezusa.

„A światłość w ciemnościach świeci i ciemności jej nie ogarnęły". A więc, bracia, jak ślepy człowiek, wystawiony na słońce; dlań jest obecne słońce, ale on dla słońca jest nieobecny, tak też każdy głupiec, każdy niegodziwiec, każdy bezbożnik ma zaślepione serce. Mądrość jest obecna, lecz będąc obecną wobec ślepego, dla jego oczu jest nieobecną. Cóż więc ma ów uczynić? Niech się oczyści, aby mógł Boga widzieć. Jeżeli dlatego widzieć nie może, bo ma zabrudzone, zranione oczy, bo proch, śluz lub dym się do nich dostał, to lekarz tak by mu powiedział: Oczyść twe oko ze wszystkiego, co jest szkodliwe, abyś mógł widzieć światło twoich oczu. Prochem, śluzem, dymem są grzechy i nieprawości twoje; usuń to wszystko, a ujrzysz mądrość, która jest obecna, albowiem Bóg jest Mądrością i tak jest powiedziane: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (In Joh. ev. 1,19).


Modlitwa

„Wyznawać Ci będę, Panie, z całego serca mego". Całe moje serce składam na ołtarzu wyznawania Tobie, całopalenie chwały składam Ci. (...) Całe serce moje (...) niech zapali płomień Twojej miłości. Niechaj we mnie nic nie pozostanie dla mnie, żebym nawet na siebie nie spojrzał, ale żebym cały do tego stopnia rozgorzał, cały ku Tobie rozpalił się, cały Ciebie umiłował, jakbym był przez Ciebie zapalony (En. in ps. 137,2).

W: J. Garcia OSA, Święty Augustyn albo głos serca, Wydawnictwo "M", Kraków 1998.