8/ „Oto mamy dziecię, Chrystusa; wzrastajmy wraz z Nim" (Ser. 196,3)

Łatwiej wstaniesz, jeśli cię podniesie, ponieważ nie upada. Zstąpił bowiem ku tobie Ten, który nie upada. Ty upadłeś, On zstąpił, wyciągnął ku tobie rękę. O własnych siłach nie potrafisz wstać, pochwyć dłoń zstępującego, żeby mocny cię podniósł (En. in ps. 95,7).

Tajemnica Bożego Narodzenia jest naszą własną tajemnicą. Narodziny Chrystusa powinny być naszymi narodzinami dla Boga. Poprzez swoje narodzenie Chrystus uczy nas rodzić się, jesteśmy bowiem wezwani, by stać się dziećmi Bożymi, by nazywać Boga „naszym Ojcem".

Przeto warunki narodzenia Jezusa są warunkami naszych narodzin dla Boga. Ewangelia wielokrotnie mówi nam o Królestwie Bożym: o jego powstaniu, o tym, jak wzrasta i jak możemy doń wejść. Królestwo Boże to właśnie owo małe Dzieciątko z Betlejem, które pragnie wzrastać w naszym życiu, które chce narodzić się w naszym sercu. Trzeba nam zatem umieć spotkać Jezusa, przyjąć Go i wzrastać wraz z Nim. Zaś warunki spotkania z Nim i przyjęcia Go przynosi nam misterium Bożego Narodzenia.

Bardzo interesująca jest analiza postaw różnych osób, które obracają się wokół misterium Bożego Narodzenia; ich zachowania są naszymi zachowaniami: tymi, które zbliżają bądź oddalają nas od Jezusa.

Mieszkańcy Betlejem

Mówiąc o narodzeniu Jezusa, św. Łukasz stwierdza: „Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie" (Łk 2,6-7).

Najbardziej radykalna prawda, jaka wynika z tego faktu, to ta, iż tam, gdzie było miejsce dla wszystkich, nie było miejsca dla Jezusa. Mieszkańcy Betlejem tak byli zajęci swymi pracami, swymi kłopotami, swymi zajęciami i troskami, że tam, gdzie było miejsce dla wszystkich, nie było go dla Pana i narodził się On gdzie indziej.

Ten ustęp Ewangelii wypełnia się być może również w naszym życiu. Jesteśmy tak zaprzątnięci naszymi zajęciami i troskami, naszymi obowiązkami, że w naszym sercu, w którym jest miejsce dla wszystkich, nie ma go dla Pana, i dzisiaj, tak jak niegdyś, zmuszony jest narodzić się gdzie indziej, z dala od nas, z dala od naszego serca. Aby Jezus mógł narodzić się dla naszego życia, trzeba, abyśmy przygotowali mu miejsce w naszym sercu.

Pragnie być twoim gościem, przygotuj Mu miejsce. Co znaczy: Przygotuj Mu miejsce? Nie miłuj siebie, ale Jego. Jeżeli będziesz siebie kochał, zamkniesz się przed Nim. Jeżeli Jego będziesz miłował, otworzysz Mu drzwi. A skoro otworzysz i wejdzie, nie zginiesz kochając siebie, ale odnajdziesz się wraz z miłującym cię (En. in ps. 131,6).

A nawet więcej, ażeby Jezus zdołał narodzić się dla naszego życia, trzeba nam nade wszystko umieć na Niego czekać. Jezus jest darem. Jednak dar może być przyjęty jedynie przez tego, kto nań czeka. A zatem jeśli nie potrzebujemy Go, jeśli niczego od Niego nie oczekujemy, pozwolimy mu przejść obok. Misterium Bożego Narodzenia kwestionuje całe nasze życie. Czy naprawdę czekamy na Jezusa? Czy naprawdę potrzebujemy Jezusa? Oczekiwać Jezusa to ofiarować Mu nasze serce. Jednakże aby ofiarować Mu nasze serce, musimy najpierw je posiadać. Mieszkańcy Betlejem, zamykając drzwi swych domów, zamykają przede wszystkim drzwi swego serca, swej miłości i nie potrafią rozpoznać Jezusa. Światłość nie wypełnia ich i stają się ciemnością.

Miłość braterska jest zatem tu na ziemi drogą poznania Boga; Boga poznajemy w owym doświadczeniu miłości. Dlatego właśnie św. Augustyn powie nam:

Do prawdy wchodzimy tylko poprzez miłość (Cont. Faust. Manich. 32,18).

Mieszkańcy Betlejem są bogaci. Ich serca pełne są trosk materialnych. Myślą tylko o sobie samych, o reputacji, jaką mają u swej rodziny i przyjaciół. A ten, kto zajęty jest sprawami materialnymi lub samym sobą, zamyka się na innych i nie potrafi rozpoznać Pana.

Bóg jest Bogiem ponieważ się daje. Jest Miłością nieskończoną, nieskończonym darem, i dlatego niczego nie posiada. Bóg jest ubogi, a ubóstwo zna tylko ten, kto właśnie jest ubogi. Bogaci, pyszni, nie znają Boga. Brakuje im wrażliwości serca.

O uniżeniu Chrystusa mówię, bracia moi. Kto wypowie majestat Chrystusa, bóstwo Chrystusa? Aby wyjaśniać poniżenie Chrystusa i o nim mówić, choćby w jakikolwiek sposób, nie wystarczają do tego nasze siły, lecz owszem, brakuje ich nam; całość powierzamy myślącym; tym, którzy tylko słuchają, należycie przedstawić im tego nie zdołam. Myślicie o uniżeniu Chrystusa. Lecz kto nam, mówisz, je wyjaśni, jeśli ty tego nie potrafisz. On (Pan) wewnątrz mówi: lepiej Ten mówi, kto wewnętrznie mówi, niż ten, kto z zewnątrz woła. Niech Ten wam przedstawi łaskę swego poniżenia, kto zaczął mieszkać w sercach waszych. Jeśli wiec brak nam siły do wyjaśnienia i wykazania Jego uniżenia, to któż zdoła wypowiedzieć Jego majestat? Jeśli to, iż „Słowo ciałem się stało", wprowadza w nas zamieszanie, to któż wyjaśni: "Na początku było Słowo"? Miejcie więc, bracia, mocną w to wiarę (In Joh. ev. 3,15).

Pasterze

Obok zachowania mieszkańców Betlejem, św. Łukasz proponuje nam jako temat do refleksji postawę pasterzy: „W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Naraz stanął przed nimi anioł Pański (...)" (Łk 2,8-9).

Pasterze byli źle widziani w Izraelu, ponieważ żyli zazwyczaj na marginesie wspólnoty żydowskiej. Są małymi, ubogimi, pogardzanymi. A oto Pan przechodzi i puka do ich drzwi. Oni przyjmują wezwanie Pana i spotykają Go. Dziś tak samo jak kiedyś, ten, kto po prostu zwraca uwagę na innych, kto czegoś od innych oczekuje, ubogi, słaby, ten, który nie zamyka się za wszelkiego typu murami - taki człowiek spotka Pana. Aby usłyszeć kroki Pana, który przechodzi, musimy zachować ciszę. Pan daje się temu, kto Go szuka, kto Go wyczekuje.

Pasterze są ubodzy, zaś ubóstwo duchowe jest absolutnie koniecznym warunkiem, aby doświadczyć Jezusa. Sam Jezusa powiedział nam: „(...) ubogim głosi się Ewangelię" (Mt 11,5). Ubodzy duchem to tacy, którzy nie patrzą na siebie, ponieważ ich skarb jest gdzie indziej. Są całkowicie otwarci na Światło, na innych. Prawdziwe ubóstwo prowadzi nas do spotkania z Jezusem, ponieważ identyfikuje nas z Nim. Poznać kogoś, to narodzić się dla niego. Poznanie jest raczej sprawą miłości niż inteligencji. Jezus jest czystą hojnością, darem absolutnym. Jest ubogim. A poprzez swe narodzenie uczy nas, byśmy niczemu nie oddali się w posiadanie, byśmy wzrastali w ciszy. Jedynie ubodzy, prawdziwie ubodzy, poznają Jezusa.

Przyszedłem pokorny, przyszedłem nauczać pokory, jako nauczyciel pokory przyszedłem; kto do Mnie przychodzi, wciela się we Mnie; kto do Mnie przychodzi, pokornym się staje; kto Mnie się trzyma, pokornym będzie, ponieważ nie czyni swej woli, ale wolę Boga (...) (In Jph. ev. 25,16).

Pasterze są ubodzy. Przyjmują nowinę, jaką przynosi im anioł. Obdarzają go swym zaufaniem. Wyruszają w drogę. Znajduje ten, kto szuka, ale szuka ten, kto naprawdę potrzebuje tego, czego szuka. Ubogi duchem poszukuje Boga jako jedynej racji swego życia.

Drogą, która wiedzie do Jezusa, impulsem, który wprowadza nas na tę drogę, jest zawsze ubóstwo serca. Jak w Betlejem, tak w najbardziej ubogim miejscu naszego życia, w najbardziej pokornym, najbardziej opuszczonym jego zakątku wciąż rodzi się Jezus.

Ażeby spotkać Jezusa, trzeba nam także umieć porzucić nasze owce, „stado" naszych najbardziej osobistych wyobrażeń, uporu, naszych prywatnych pragnień i, jako rzeczywiście ubodzy, wyruszyć w ślad za pasterzami. Podobnie jak oni odnajdziemy Jezusa, doświadczymy Go.

Jeśli pragniesz stać się wielkim, najpierw stań się małym. Marzysz, by wybudować wysoki dom, wykop dla niego bardzo głębokie fundamenty. Tak, im wyżej zamierzasz wznieść budynek, im większym chcesz go uczynić, tym głębiej trzeba wpuścić fundamenty. Tymczasem budowa, w miarę jak posuwa się naprzód, wznosi się ku niebu, zaś ten, kto drąży głębokie fundamenty, przeciwnie, zagłębiają w ziemi. Przeto sama budowa, zanim zacznie się wznosić, zniża się, i dopiero po takim uniżeniu zostaje ukoronowana. Jakim ukoronowaniem pragniemy zwieńczyć budowany dom? Dokąd ma sięgać jego szczyt? Mówię bez wahania: aż do wizji Boga. Widzicie, na jaką wysokość trzeba się wznieść i jak wzniosła jest wizja Boga! (* Ser. 69,2-3).

Król Herod

Zachowania podobne do tych, jakie obserwowaliśmy u mieszkańców Betlejem i pasterzy, spotykamy u króla Heroda i Mędrców.

Król Herod, jak mieszkańcy Betlejem, wiedzie życie zamknięte na swej potędze, swej władzy. Nie słucha nikogo, nikogo nie potrzebuje. Słucha po prostu tylko samego siebie. Dlatego nie słyszy kroków przechodzącego Pana, podobnie jak nie dostrzega też Bożej gwiazdy. Warownia, jaką egoizm i pycha wznoszą wokół jego serca jest znacznie potężniejsza niż mury, jakie otaczająjego zamek. Oto dlaczego nie czyni najmniejszego ruchu, aby spotkać Jezusa. Nie potrzebuje nikogo, nie potrzebuje Jezusa: w nikim nie pokłada nadziei. Wierzy jedynie w swą moc, w swą wiedzę.

W naszym interesie leży nieco dłuższe zatrzymanie się nad postawą krófa Heroda. Jest on przede wszystkim poganinem, który uzurpuje sobie tron Izraela. Usiłuje także wykorzystać proroctwa, i sprawić, by uwierzono, iż mówią one o nim, a co gorsza, okłamuje Mędrców. Zabija prawdę, niewinność, czystość serca, zarówno przez hipokryzję i kłamstwo, jak i masakrę dzieci oraz to, co oznacza ona przed Bogiem. „(...) Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" (Mt 18,3).

Herod jest ślepy na Bożą gwiazdę, ponieważ zabił czyste i niewinne spojrzenie dzieci. Serce prawe, czyste, uczciwe jest warunkiem absolutnie niezbędnym, by spotkać Boga.

Bo światłość w ciemnościach świeci i ciemności jej nie ogarnęły. O ludzie! Nie bądźcie ciemnościami, nie bądźcie niewierni i niesprawiedliwi, drapieżni, chciwi, miłośnikami świata; to są bowiem ciemności. Nie brakuje światła, ale was przy świetle nie ma. Stonce jest obecne dla ślepego, lecz on nie jest obecny przy słońcu (In Jon. ev. 3,5).

Obok tej postawy króla Heroda, Ewangelia jako temat refleksji proponuje nam postawę Mędrców. Znają oni bieg gwiazd i obroty planet. Znają prawa natury. Są ludźmi mądrymi. I oto na swym niebie odkrywają gwiazdę, która nie przystaje do ich wiedzy. Chcą przyjrzeć się jej z bliska. Sprawdzają. Stawiają pytania. Otwierają się na gwiazdę. Nie powiedzą nigdy: „To niemożliwe". Poszukują i wyruszają w drogę, by prosić o radę. Nigdy nie zamykają się w sobie samych. Mędrcy mają dusze dzieci. Ażeby spotkać Dziecię Jezus, trzeba nam się doń dostosować. Ono sprawia, że stajemy się jak dzieci, aby mieć dostęp do Boga. „(...) Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" (Mt 18,3).

Wobec tak wielu wydarzeń naszego życia, których nie jesteśmy w stanie ogarnąć, nie powinniśmy nigdy starać się od nich uwolnić: to gwiazdy, które ogłaszają nam Narodziny Boga w naszym życiu, które mają nas obudzić z rutyny lub apatii.

Pan pragnie nas uzdrowić. Aby tego dokonać, stał się człowiekiem. Narodził się wśród nas, aby nauczyć nas, jak mamy narodzić się dla nas samych. Zatem owo Narodzenie wymaga od nas przekształcenia naszego życia, zwyczajowych form, jakie ono przybiera. Trzeba, byśmy stali się jak dzieci: „(...) Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" (Mt 18,3).

Nawrócenie, którego winniśmy dokonać, oznacza właśnie owo przejście od mieszkańców Betlejem do pasterzy, od króla Heroda do Mędrców, od pychy do pokory. Powinniśmy zatem umieć odnaleźć dzieciństwo, a uda się nam to pod warunkiem, że będziemy chcieli otworzyć oczy, by patrzeć na wszystko spojrzeniem Boga.

Cokolwiek czynimy, cokolwiek dobrze czynimy, o cokolwiek się staramy, cokolwiek chwalebnie pragniemy, zmierza do oglądania Boga, więcej niczego nie żądamy. Albowiem czego może żądać ten, w którym jest Bóg? Albo cóż mu będzie wystarczało, jeśli Bóg mu nie starcza? Chcemy oglądać Boga, pragniemy ujrzeć Boga, płoniemy chęcią zobaczenia Boga. Któż tego nie chce? „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą". To przygotuj, byś mógł oglądać Boga. Albowiem mógłbym rzec odnośnie do ciała: po cóż wyglądasz wschodu słońca, gdy masz kaprawe oczy? Gdy masz zdrowe oczy, światło jest radością, lecz gdy oczy nie będą zdrowe, światło męką się stanie. Albowiem będąc nieczystego serca, nie będziesz mógł oglądać Boga. Nikt prócz ludzi czystego serca Boga nie będzie oglądać. Zostaniesz odpędzony, odsunięty, nie będziesz oglądał. Bo: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Ser. 53,6).

Modlitwa

O któż mi da spoczynek w Tobie? Kto sprawi, że wnikniesz w serce moje, że je ukoisz? Niechbym zapomniał o niedolach moich i tak przycisnął do piersi jedyne moje dobro, Ciebie... Czymże Ty jesteś dla mnie? O, sprawić racz, żebym to umiał wyrazić. I czym dla Ciebie jestem ja, że żądasz, abym Ciebie kochał, a jeśli nie chcę, gniewasz się na mnie, grozisz wielkimi nieszczęściami? Czyż małym nieszczęściem byłoby samo to, że nie kochałbym Ciebie? Ach, Panie Boże mój, ulituj się nade mną i objaw mi, czym jesteś dla mnie. Powiedz duszy mo­jej: „Zbawieniem Twoim jestem". Tak powiedz, abym usłyszał (Conf. I, 5,5).

W: J. Garcia OSA, Święty Augustyn albo głos serca, Wydawnictwo "M", Kraków 1998.